Rys. PSK |
Jeden mail dziennie od jednej instytucji mogę przeboleć, nadam tylko status ad-kosz i po sprawie, ale grupon niczym pantofelek rozmnażający się na moich oczach, na mojej skrzynce i przeradzający się w gruponicusa, snupera, małą cenkę, okazika i inne podobnie brzmiące twory to za wiele. A przecież jak gwarantują twórcy pojemność skrzynki na gmailu ciągle rośnie.
Z okazji gruponowych skorzystałam cztery razy.
Raz w restauracji tajskiej. Wrażenia niezapomniane. Posadzono mnie w najciemniejszym i najmniej dogodnym miejscu sali dla tzw. gruponowiczów i uraczono rybą tak niesmaczną, że po dziś dzień wszelkie porównanie typu „niedobre jak…” kończę wspomnieniem o tym posiłku.
Dwa razy byłam w teatrze i choć sztuki faktycznie były udane to miejsca oferowane przez grupon już nie do końca. W obu przypadkach, na drugim akcie wylądowałam na schodach więc jakby się zastanowić wejściówki wyszłyby znacznie taniej.
No i w końcu ten czwarty raz. Znów postawiłam na jedzenie, tym razem, oferta kuchni japońskiej z wyłączeniem sushi. Czy smakowało? Owszem. Czy tam wrócę? Na pewno, tym bardziej, że dla każdego kto polubi restaurację na facebooku przewidziany jest stały 50% rabat.
Życzę wszystkim udanych zakupów.
Jak ja to znam :) tyle że moje grupony już jakiś czas temu dnia kryzysowego potraktowałam przedrsotkiem spam.... bo wiaodmości mnożyły się jak króliki i tel nie nadążał z informowaniem mnie o nowych .... teraz mam ciszę... Jak dotąd raczej kiepsko wspominam zakupy %.
OdpowiedzUsuńFajnie sie Ciebie czyta :)
hej, pytałaś na moim blogu o buty clarksa:) są z poprzedniej kolekcji. Udało mi się je kupić na przecenie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)