sobota, 10 marca 2012

Natalia w Brooklinie.. znaczy się w Las Vegas



Marzec już przyszedł, a więc wszystkie osoby zainteresowane programami typu Work&Travel powinny jak najszybciej zacząć wertować  strony internetowe w poszukiwaniu  tanich biletów. Jednak za nim to uczynią lepiej niech przyjrzą się dokładnie ofercie biura, z którym wyjeżdżają. Piszę ten tekst dla wszystkich tych, którzy nie są jeszcze do końca przekonani co do prawdziwości starej polskiej maksymy, że piękny folder to za mało.

W czasie studiów  jak większość z mych rówieśników postanowiłam spełnić swe marzenie o amerykańskim śnie. Znalazłam osobę, którą podobnie jak mnie uwiodła magia Ameryki. Razem rozpoczęłyśmy poszukiwania pośrednika. W końcu  swoje pieniądze wydałyśmy w firmie “od lat sprawnie funkcjonującej na poznańskim rynku”. Nasza opiekunka po około dwóch tygodniach z uśmiechem na ustach przygotowała dla nas ofertę pracy. Sprzedaż markowych ubrań w modnych butikach w Las Vegas. Pomyślałam sobie “nie jest źle” i oczywiście natychmiast zaczęłam kontaktować się z moim przyszłym pracodawcą. Mr John odpisywał na maile bardzo szybko. Popełniał co prawda liczne błędy gramatyczne i ortograficzne ale fakt ten nie wzbudził szczególnie mej czujności. Bo przecież kim ja jestem, żeby poprawiać rodowitego Amerykanina. W końcu stanęło na tym, że John zdeklarował się odebrać nas z lotniska w Vegas skoro nasz samolot przybywał tak około 2 w nocy. Nie – to też nie wzbudziło naszej czujności.

Nadszedł sądny dzień dotarłyśmy na miejsce wysiadłyśmy, rozejrzałyśmy się dokoła, współpasażerowie rozeszli się w mgnieniu oka a my stałyśmy pośród lotniskowych jednorękich bandytów. Znalazłyśmy budkę telefoniczną i zadzwoniłyśmy po Johna, ciężko było go zrozumieć ale przecież było późno w nocy a ja byłam po 13 godzinach lotu. Po godzinie przyjechał po nas John - mały, ciemny arab. Powiedział, że John to jego przezwisko a naprawdę ma na imię Rahman. Wtedy już zaczęło nam świtać że mamy problem. Rahman zaprowadził nas do samochodu. Wsiadłyśmy i udałyśmy się w podróż. Przejażdżka trwała około godziny. Rahman zatrzymał się po drodze po jednego kolegę. Większość drogi mężczyźni rozmawiali ze sobą swoim charczystym językiem a my przerażone zerkałyśmy do siebie. Jakoś mniej więcej w połowie drogi Rahman łamanym angielskim poinformował nas, że część dziewcząt jest już na miejscu. Są to Rosjanki, Ukrainki, Białorusinki - jeszcze tylko my dwie i będzie mieć komplet. Dotarłyśmy na miejsce, wysiadłyśmy z samochodu i weszłyśmy do przytulnej willi utrzymanej w odcieniach beżu. Rahman kazał nam  usiąść na olbrzymiej skórzanej sofie i poczekać chwilę, miał zamiar pokazać nam na czym będzie polegać nasza praca. Pamiętam jak moja współtowarzyszka spojrzała na mnie i powiedziała “no to jesteśmy w dupie”. W tej chwili do pokoju wszedł arab trzymający wielkie pudło, położył je na ziemi i wyciągnął z niego dużą chustę, zaczął się nią owijać i wypowiadać formułkę… To jest chusta, ale nie jest to zwykła chusta, można się nią owijać na 100 różnych sposobów…

Do domu publicznego nie trafiłyśmy, ale perspektywa spędzenia trzech miesięcy pracując w arabskiej akwizycji , owijając się chustą na “vegasowskich” rynkach w 40 stopniowym upale również nie była zachęcająca. Pracowałyśmy tam dwa dni. Znalezienie następnej pracy zajęło nam dwa tygodnie. CDN.

1 komentarz:

  1. Z niecierpliwością czekam na kolejną część - wciągnęła mnie ta historia :D Fajnie, że pokazujesz innym szare strony Ameryki - też coś o tym wiem ;]

    Pozdrawiam,
    Joanna

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci za Twój komentarz, sprawisz mi jeszcze większą przyjemność jeśli się podpiszesz.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...