piątek, 2 marca 2012

Nie, dziękuję nie palę




Dziś rano obudziło mnie przypomnienie: „nie palisz już pół roku, kup sobie nową torebkę w końcu masz wolne 2400zł”. Nie mogę Was wszystkich zabrać ze sobą do sklepu ale mogę zaprosić do przeczytania postu jubileuszowego na temat tytoniowy. Zapraszam szczególnie tych, którzy z nałogiem walczą, a także tych, którzy nie walczą ale zawalczyć by chcieli, oraz tych, którzy palą i żadna myśl o walce do głowy im nie wpada a gdy tylko widzą takie posty jak ten to coś się im w żołądku skręca i myślą -„głupia małpa i tak wróci do nałogu”. Jednym słowem do przeczytana zapraszam każdego.


Mój związek z papierosem oparty był na solidnych podstawach, które zbudowałam biorąc kolejne machy i buchy za licealnym płotem. Na początku nie byłam pewna swego uczucia więc naturalnie się z nim kryłam, później gdy już byłam pewna nadal się kryłam bo wiedziałam, że otoczenie nie zrozumiałoby mnie i zwyczajnie starałoby się mój związek zniszczyć. Pomimo wszystko wiedziałam, że poświęcenie dla tego co dawał mi papieros miało sens i tak trwaliśmy razem w doli i niedoli, radości i smutku, zdrowiu i chorobie aż nasz związek zniszczyła zazdrość. W tym miejscu chciałabym zaznaczyć, że nigdy nie wpadło mi do głowy żeby z papierosem zerwać bo przecież palenie sprawiało mi przyjemność, no i gdyby było inaczej nigdy bymnie paliła, prawda?
Sześć miesięcy wcześniej. Piątek wieczór, spotkanie ze znajomymi trochę alkoholu, burza mózgów - kierunek kasyno. Poker, blackjack, ruletka, emocje, drin, drin, emocje, no to podbijamy stawkę i kolejny papieros. Zabawa skończyła się grubo po szóstej. W późny sobotni ranek przyszedł czas na wnioski z dnia poprzedniego:
a) nie wszystkie kebaby całodobowe są naprawdę całodobowe.
b) jeden z wczorajszych towarzyszy nie palił a przecież pamiętam jak stał za tym licealnym płotem razem ze mną.
Chwila zastanowienia, rzut okiem w bok, krótkie pytanie „Zapalisz?” odpowiedź równie krótka „Nie dzięki, nie palę”. To co wtedy poczułam to mieszanka wybuchowa - złość, rozdrażnienie, poirytowanie a zarazem ciekawość. Pewność z jaką padła odpowiedź dodatkowo mnie ukłuła. W tym momencie miałam dwa wyjścia albo pomyśleć goń się i sięgnąć do torebki po papierosa, albo spytać o szczegóły zerwania z nałogiem. Wybrałam to drugie i natychmiast polecono mi książkę niejakiego Allena Carra. Zapaliłam papierosa i zasiadłam do lektury. To był ostatni papieros, który wypaliłam. Do dziś nie jestem pewna czy zadziałała na mnie magia słów autora czy może zazdrość, że magia wyciągnęła z nałogu znajomego. Cokolwiek by to nie było - nie palę. Co więcej rzuciłam bez żadnego cierpienia, bólu, płaczu i zgrzytania zębów. Po prostu nie mam już ochoty. Do tej pory w tzw. realu książkę poleciłam czterem osobom, trzy przeczytały i wiecie co? Nie palą. Dlatego dziś pobawię się w ciocię dobrą radę i powiem co z lektury książki wyniosłam i jakie zasady wdrożyłam we własne życie.
Najważniejsze, proszę odetchnąć z ulgą, nie będę pisać o rzeczach oczywistych, czyli o tym, że papierosy kosztują i że powodują liczne choroby bo: 
a)każdy palacz zdaje sobie z tego sprawę. 
b) ostatnie czego chcę to brzmieć jak Mr. Mackey (m’kay).
Powiem natomiast o tym, że palenie nic ale to absolutnie nic nie daje. Bo skoro to używka, to czy dodaje pewności siebie jak alkohol? Nie. Czy rozluźnia tak ja marihuana? Nie. Czy powoduje jakiekolwiek chwilowe, przyjemne zaćmienie umysłu, czy może zapewnia uczucie ciepła, relaksacji i błogości, czy pozwala bawić się do upadłego? Nie, nie no i jeszcze raz nie. Tak więc nie posiada żadnej z zalet narkotyków dostępnych, a raczej rzekomo dostępnych na rynku, nie zapewnia żadnej wartości dodanej. Słowem nie oferuje nic za niemałe przecież pieniądze - produkt idealny.
A teraz coś dla tych, którzy na użycie słowa narkotyk w kontekście papierosa stanowczo się oburzają. Zostawmy wszelkie używki te legalne i nielegalne, te dostępne i niedostępne na boku i przejdźmy do życia codziennego. Czy wypalenie papierosa sprawia, że zdenerwowanie mija? Czy sprawia, że jedzenie smakuje lepiej? Czy sprawia, że odprężenie przychodzi? Nie, nie no i znowu nie. Pytania mogłabym mnożyć ale wydaje mi się, że już wiecie do czego zmierzam. Książka otwiera oczy na te kwestie i powoduje, że jakaś wewnętrzna siła zmusza do zgaszenia dopiero co zapalonego papierosa. Przestajesz, bo nie widzisz powodu żeby dalej to robić.
Przypuszczalnie część z Was napuszyła się w tej chwili i zaczęła przeklinać te truizmy bo przecież problem tkwi w braku sposobu, a nie w nieznajomości faktów. Moi drodzy służę radą, tą którą otrzymałam od Allena Carra za pośrednictwem książki. Jedną z tych nielicznych rad, która wg. mnie warta jest powtarzania i przekazywania. Rzucenie palenia jest proste wystarczy po prostu przestać palić. I koniec. Nie dla wszelkich plastrów, gum, tabletek (mam nadzieję, że nikt nie zaczął czytać tego od środka i wie, że nie mówimy o antykoncepcji). Po prostu przestać palić i tyle. Może wyda się to śmieszne ale, gdy człowiek uświadomi sobie, że palenie jest niczym innym jak reakcją łańcuchową i jeżeli faktycznie zda sobie sprawę, że nie ma ochoty palić, to jedyne co musi zrobić to przestać palić. Jedyne co rzeczywiście pcha nas do zapalenia papierosa w tej chwili to papieros, który został wypalony przed nim. Gdyby nie zapalić tego poprzedniego to i tego zapalić by nie trzeba było. To nie jest żadna przyjemność, tylko nasza podświadomość podsuwa nam takie wnioski, żebyśmy czuli się dobrze z samym sobą. Każdy woli myśleć "może i jestem uzależniony ale chociaż to lubie" niż "jestem uzależniony i wcale tego nie lubie". Nie ma czegoś takiego jak przyjemność z palenia, jest tylko uzależnienie narkotyczne i to właśnie z tego książka pozwala zdać sobie sprawę. Owszem zdarzają się sytuację, w których nachodzi mnie ochota na papieroska, na ogół są to mocno alkoholowe imprezy raczej już w godzinach rannych i zwyczajowo wszystko kończy się stwierdzeniem „co ja nie zapalę” a później i tak sił w mych płucach starcza na jednego macha, po którym po raz kolejny uświadamiam sobie, że palenie żadną przyjemnością nie jest. Dziękuję Ci Allenie.
Na koniec powiem Wam co dla mnie stanowi największą zaletę niepalenia. Nie to że nie wydaję, nie to że nie śmierdzę. Jest to myśl, że gdy jakiś palacz mnie autentycznie wkurzy mogę szczerze i z pełna satysfakcją pomyśleć „żal mi Cię” i myśl ta przynosi cudowna ulgę. Bo kto powiedział, że ciocia dobra rada nie może być wredną i złośliwą ciotką.

3 komentarze:

  1. Również obchodzę półrocznicę zerwania z nałogiem.Gratuluję i życzę wytrwałości!

    OdpowiedzUsuń
  2. O jezu nie wierze, że przeczytałam całą tą notke. Sama pale od 2 gimnazjum i w sumie moim zdaniem palenie to tylko nałóg psychiczny, nie wiem jak długo trzeba byloby palić zeby uzaleznic sie fizycznie. Brakuje nam odruchu palenia bardziej niż smaku. Przynajmniej ja tak mam, kiedy jestem zajęta ani pomyśle o papierosie, natomiast kiedy wracam ze szkoly albo siedze w domu i sie nudze pale co chwile. A książke chyba kupie i przeczytam bo mam w planach rzucić palenie po maturze czyli już za niedługo :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam nie palę już trzy lata i dwa miesiące. Dla mnie najgorszy był pierwszy rok. Z każdym rokiem jest coraz lepiej.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci za Twój komentarz, sprawisz mi jeszcze większą przyjemność jeśli się podpiszesz.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...